niedziela, 5 sierpnia 2012

Strbske Pleso

Po trzech dniach intensywnych wędrówek po Słowackim Raju uznaliśmy, że jesteśmy wystarczająco rozgrzani i przygotowani do wejścia w Tatry. Na początek padło na Prednie Solisko. Trzy lata temu byliśmy tutaj w trakcie długiego weekendu Bożego Ciała, ale szlak powyżej schroniska był wtedy jeszcze zamknięty.  Dlatego tym razem zależało mi na dokończeniu tej trasy. Szczyt ma co prawda 2093 metry, ale jeśli się już wie, że kolejką linową można dojechać prawie na wysokość 1600 metrów, to wycieczka ta powinna być jak bułka z masłem. Pogoda pocztówkowa, tłumy raczej wczasowiczów niż turystów, więc ruszamy na luzie.


Na dole pogoda wydawała się słoneczna i wymarzona do robienia panoram Tatr, ale na górze to wyglądało trochę inaczej. Szczyty były już w chmurach, a na tej wysokości to już nie były białe baranki tylko szara wata. Ostatnie 400 merów przewyższenia dało mi trochę popalić, zaś Czesiek mógł się przechwalać, że czekał na mnie 20 minut. 


Po godzinie bezowocnego czekania na dziurę w chmurach i obiecane piękne widoki, zjechaliśmy kolejką na dół i na pożegnanie Strbskiego Plesa obeszliśmy jezioro w koło. Czy to psikus pogody, czy to perspektywa z której się patrzy, ale teraz szczyty znowu wydawały nam się być skąpane w słońcu. Należało poczekać jeszcze dłużej, czy z dołu to zawsze wygląda inaczej?




Jeszcze tylko pamiątkowa fotka i do samochodu.