niedziela, 26 lipca 2015

Po znajomości

W kolejną sobotę postanowiłem zaszaleć i wydłużyć dystans swoich wycieczek do 50 km. Przy takim założeniu w moim zasięgu znalazło się Lichfield. Byłem tam już raz, ale to było pociągiem, więc się nie liczy. Poza tym jest tam kilka atrakcji, do których warto wracać.

Jedną z nich jest dom pana Darwina, który był prawdziwym człowiekiem Oświecenia. Zdobył sławę jako lekarz, wynalazca, poeta i twórca podstaw teorii ewolucji.

Lichfield


Gdy Erasmus Darwin przybył do Lichfield, stworzył tu krąg towarzyski ludzi o podobnie wszechstronnych zainteresowaniach. Zaczęto nazywać ich Towarzystwem Księżycowym, ponieważ odwiedzali się kolejno w swoich domach podczas pełni księżyca, gdyż wtedy nocne powroty do domów były po prostu bardziej bezpieczne. Członkowie Towarzystwa Księżycowego pracowali wspólnie, dzielili się pomysłami i wymyślali technologiczne ulepszenia, które napędzały Rewolucje Przemysłową. 

Mam duszę inżyniera, więc mocno na wyobraźnię podziałały mi opisy wynalazków, które przyczyniały się do postępu techniki. Dlatego pozwoliłem sobie na odpisanie fragmentów tekstu z plansz na ścianie:
"W trakcie spotkania w Lichfield, być może właśnie w tym pokoju, James Watt wraz z innymi rozważali nad darwinowskim pomysłem wiatraka z poziomym ułożeniem śmigła.  Watt sugerował, że przy wietrze o sile 12 stóp na sekundę, łopaty wiatraka o rozpiętości 18 stóp powinny dawać moc jednego konia. Później Darwin i Edgeworth  spotykali się dalej nad tym pomysłem i prowadzili eksperymenty z kształtem śmigła, po to by jeszcze zwiększyć moc wiatraka." To o tym białym na powyższej fotografii.

Lichfield

"Czasami, tak jak w przypadku mechanicznego ptaka, Darwin dawał się ponieść wyobraźni.  W swoim dzienniku, który jest wystawiony w Pokoju Wynalazków, opisał sposób, w jaki skrzydła napędzane kołami zębatymi mają się poruszać, na wzór damskiego wachlarza, odsuwając się od kadłuba podczas ruchu w dół i przysuwać się do kadłuba podczas ruchu w górę.
O ile ruch skrzydeł napędzany miał być przez sprężynę zegarową, Darwin sugerował iż ruch do przodu miał by być realizowany poprzez serię wybuchów, lub ciąg sprężonego powietrza.
Jego cały projekt pokazuje głębokie zrozumienie praw natury oraz wielką zdolność do zamieniania obserwacji w działający model. Projekt Latającego Ptaka nigdy nie został zrealizowany. Jednakże historycy lotnictwa ocenili, że projekt ten był bliski opisowi prawdziwych zasad, według których latają ptaki.  Clive Hart docenił i opisał koncepcje Darwina w swojej książce o początkach lotnictwa."

Lichfield


Lichfield
Cały dom jest utrzymany w takim stanie, jakby gospodarze opuścili go, nie 200 lat temu, ale prawie wczoraj. Całkiem fajny gość z tego Darwina. Jedno tylko co mi nie pasowało do tego ideału, to to, że gość miał aż 14 dzieci. No ale wtedy były takie czasy.

Lichfield

Przed wejściem do domu Darwina, jak przystało na biologa jest jeszcze ogród, w którym znalazłem taki dziwny (przynajmniej dla mnie) kwiatek.





niedziela, 12 lipca 2015

Kanał Fazeley

W kolejny weekend wybrałem się do Tamworth. Wzdłuż kanału oczywiście. Po płaskim to dla rowerzysty naprawdę jest bezcenne. No i spokojna trasa, bez samochodów.

Fazely

Na początku było mi trochę głupio, bo sobotnia trasa początkowo wiodła dokładnie tak, jak w tygodniu dojeżdżam do pracy. Tyle że tym razem pojechałem trochę dalej.

Fazely

Widoki były prawie idylliczne. Spokojnie, spacerowo, niektórzy pracowali przy swoich łodziach, zacumowanych pewnie blisko domu.

Fazely

Inni cumowali w portach lub w miejscach, do których jest dobry dojazd samochodem. Czułem się naprawdę jak na wakacjach.

Fazely

Im bliżej było do Fazeley, tym bardziej było żeglarsko i wakacyjnie. Pewnie dlatego, że w Fazeley spotykają się kanały do Birminghan, do Coventry i ten, wiodący na północ, którym można dopłynąć do Manchesteru.

Tamworth

Prawdziwym celem mojej wyprawy był jednak normański zamek w Tamworth. Może nie prezentuje się on nad wyraz okazale, ale pochodzi z około 1200 roku. Posiada on jedyną w Anglii wieżę, lub może basztę, która przetrwała od czasów normańskich do dzisiaj, w swojej pełnej pierwotnej wysokości. I co ciekawe, zamek ten był stale zamieszkiwany od czasów swojego zbudowania, prawie do teraz.

Tamworth

W centrum miasteczka znalazłem stary kościół z gotyckimi ścianami, ale z drewnianym stropem. Najwyraźniej Normanowie znali już estetykę gotyku, ale technologicznie budowy stropów jeszcze nie opanowali. Całe wnętrze kościoła za to jest pełne kunsztownej roboty kamieniarskiej.


Tamworth

Na koniec coś, co z polskiej perspektywy wydaje się nie do pojęcia. Kościół jest czynny, odbywają sie nabożeństwa i nawet w ciągu dnia wstępują tu wierni, żeby się pomodlić i zapalić świeczkę.

                                     Tamworth

Tamworth

A równocześnie w bocznej nawie jest urządzony kącik spotkań, gdzie parafianie mogą się napić kawy, posiedzieć na kanapach i fotelach i porozmawiać sobie. W końcu kościół to wspólnota, więc trzeba się socjalizować. Najpierw modlitwa a później spotkanie przy kawie.

Podziwiam ten luzacki stosunek do świata i coraz bardziej mi się tu podoba.

Wycieczka kanałami

Zachęcony dojazdami do pracy wzdłuż kanału, postanowiłem spędzić tą sobotę eksplorując kanał, ale w przeciwną niż zwykle stronę. Po śniadaniu pozbierałem się i ruszyłem w drogę. Dojazd do centrum zajął mi 20 tylko minut.
Z okna autobusu miasto wydaje się raczej płaskie, ale najwyraźniej nie jest tak całkiem do końca. W centrum mijałem śluzę za śluzą. Kiedyś dla fabryk była to główna droga transportowa, teraz jednak większość zakładów odwróciła się do kanału plecami. Na szczęście pojawili się tu turyści.


W słoneczną sobotę wiele osób wyruszyło swoimi narrow boat w drogę. Typowy podział ról był taki, że zwykle mężowie otwierali i zamykali śluzy, a żony sterowały. Jeden z panów opowiedział mi, że dla niego to sposób na to, żeby się nie starzeć na emeryturze za szybko, inni po prostu spędzali tak weekend z przyjaciółmi.


Taki podział zadań w śluzie wynika może z tego, że do obsługi wrót trzeba jednak trochę siły. Ale bez przesady, widziałem też panie obsługujące wrota. Wystarczyło obrócić się, zaprzeć się siedzeniem o belkę, i jakoś to szło. Pomyślałem sobie w tamtym momencie, że powiedzenie "iż pani zamknęła śluzę zadkiem", zabrzmi trochę przewrotnie, ale w sumie prawie tak było.


W samym centrum miasta jest kilka portów. Najwyraźniej w letnie weekendy, żeglarze (?) organizują sobie tu zloty. Wcale nie trzeba jechać do Amsterdamu, żeby zobaczyć takie widoki.


Dla nie-żeglarzy to też jest doskonałe miejsce do spotkań towarzyskich. Na nabrzeżach roiło się aż od tłumu turystów i mieszkańców. Jedni robili zdjęcia i szli dalej, ci drudzy siedzieli sobie w restauracjach i chyba cieszyli się byciem tam.



Przespacerowałem się "z rowerem pod pachą" wśród tego tłumu, westchnąłem tylko i ruszyłem zobaczyć, co jest za zakrętem. Po wyjechaniu z centrum miasta szybko zrobiło się całkiem pusto i płasko. Płasko dla kanału, choć teren dalej był pagórkowaty. Dlatego mijałem co kawałek różne mosty. Te wybudowane równocześnie z kanałem były żeliwne i ozdobne. Miały balaski prawie jak w kościele.


Niektóre z nich przypominały jednak swoją wysokością, że płasko i po równym jest tylko dla kanału.


Jak w jednym miejscu jechałem w wykopie, to za chwilę już po nasypie. Głupio mi jakoś tak było patrzyć się z nad wody w dół, na mijaną miejscowość. Ale w końcu most to most, no nie?


Niemniej jedno się nie zmieniało; było prosto i płasko. W nieużywanych przez turystów odcinkach kanałów zamieszkało dzikie ptactwo, które jednak jest przyzwyczajone do widoku ludzi. Widać kultura tu jest taka, i nikt nie niepokoi tu ptaków. Tej czapli przejechałem prawie po ogonie, i nie uciekała. Poderwała się do lotu dopiero jak zsiadłem z roweru i zacząłem się zbliżać do niej z aparatem.


Płasko było przez ostatnie prawie 15 kilometrów, ale żeby wrócić z powrotem do poziomu rzeki, która przecież opadała po trochu przez cały czas, trzeba było obniżyć się o 110 stóp, czyli jakieś 30 metrów. Dla rowerzysty to miodzio, nie musiałem przez dłuższą chwilę pedałować, ale dla załogi barki, to chyba była by godzina ciągłego śluzowania się.


Po powrocie do "domu" odczytałem z Endomondo, że w sumie przejechałem 40 kilometrów. Niby to nie dużo, ale jak na rozpoczęcie sezonu przez starszego pana, to chyba całkiem nieźle. Czułem ten dystans trochę w nogach, ale bardziej w siedzeniu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc na następny weekend zaplanuję coś dalszego. Mam nadzieję do jesieni zwiększyć dzienny dystans do ..., a zresztą nie będę się przechwalał. Zobaczymy co tak naprawdę uda mi się zrobić.

niedziela, 5 lipca 2015

Dojazd do pracy

Nawet lubiłem swoją poprzednią pracę. Bywała ciekawa i na pewno była urozmaicona. Była kreatywna. Ale te dojazdy i powroty ... brrr.

Z Gorzowa Wielkopolskiego na Śląsk, po całym dniu intensywnej pracy, wracałem 5 godzin, ale żeby w tym czasie się zmieścić, udawałem, że 140 jest spoko. Z Białegostoku wracaliśmy po 8 godzin. Jak kolej wypadała na mnie, chowałem męską dumę do kieszeni i prosiłem Ankę, żeby poprowadziła od Częstochowy, bo już zasypiałem. Jak kolej wypadała na Nią, nie oddawała mi kierownicy, choć powinna była. Nawet wtedy gdy opierała się już klatką piersiową o koło kierownicy i wyciągała szyję do przodu jak gęś, a nas wyprzedzał tir. Proponowałem, że poprowadzę dalej, ale dalej odmawiała. Pomimo, iż do Opola miała jeszcze dodatkową godzinę jazdy. OK, daliśmy radę, ale żeby tak na stałe?

Natomiast teraz dojazd do pracy zajmuje mi poniżej godziny i w pogodne dni wygląda mniej więcej tak:

Birmingham

Jeśli pogoda na to pozwala, 12 km do pracy pokonuję na rowerze. Z tych 12, około 5 wiedzie brzegiem kanału. Określenie kanał wymaga chyba wyjaśnienia. Rewolucja przemysłowa rozpoczęła się w rejonie Birmingham i Manchester. Zanim skonstruowano pierwsze parowozy, nowoczesną technologią transportową było burłaczenie łodzi z węglem z kopalni do hut oraz łodzi z różnymi produktami od producentów do ich odbiorców. Teraz kanały te są już jedynie elementem dziedzictwa narodowego i atrakcją turystyczną.

Birmingham

Wewnątrz milionowej aglomeracji pięciokilometrowa ścieżka przez park, akurat w kierunku mojej fabryki, to miły prezent od towarzystwa Birmingham Canal Navigation.

Birmingham

Birmingham

Dziko żyjące ptactwo czuje się tu jak u siebie, i nie za bardzo zamierza ustępować drogi rowerzystom i pieszym. Młode gąski wygrzewają się na brzegu a ich rodzice tylko syczą na mnie. Ale dlaczego miały by uciekać, skoro wszyscy zdają się je tu hołubić?

Birmingham

Coś o naturze Anglików może powiedzieć ten most. Łączy on strefę przemysłową Coleshill z miejscowościami na północnym brzegu rzeki Tame oraz z autostradą M6. Przejeżdżam przez niego codziennie i jak widać na zdjęciu, i na znaku drogowym, ma on szerokość 6'6", czyli furgonetka "na wcisk". Ruch jest obustronny i nie ma tu ani świateł ani nawet znaku drogowego określającego pierwszeństwo. Wszystko opiera się na wzajemnej uprzejmości kierowców! W Polsce to by nie przeszło.

Birmingham

Żeby nikt nie myślał, że idealizuję, to jeszcze tylko dodam, że wzdłuż kanału, za żywopłotem przebiega autostrada, a brzegi kanału są nie zawsze parkiem. W obszarze miasta to najczęściej obskurne tyły zakładów przemysłowych, ale poza centrum to atrakcyjne prime locations.

Birmingham

Chyba już wiem jak spędzę kolejny weekend. Pojadę wzdłuż tego kanału, tyle że w drugą stronę.