piątek, 18 grudnia 2015

Jarmark Bożonarodzeniowy

Znowu udało mi się tutaj, to znaczy w Bham, poszerzyć krąg znajomych. Najłatwiej mi jest zagadać do kogoś w autobusie lub na przystanku, i tak się jakoś składa, że najbardziej otwarci i przyjacielscy są goście z Afryki. Może dlatego, że każdy z nich, nawet jeśli ma wysoko kwalifikowaną pracę, czuje się tu nieco obco. Ten weekend spędziłem jednak w polskim towarzystwie. Jakoś tak się składa, że nasi znajomi mają przeważnie córki, a może jest tak, że to dziewczyny ruszają w świat chętniej?

Tak czy tak, pojechaliśmy do Lichfield, na zapowiadany z rozmachem jarmark świąteczny. Na portalu miejskim zapowiadano wiele atrakcji. Miały być koncert w katedrze, parada z lampionami, stragany z wyrobami rzemiosła, no i samo urokliwe Lichfield. Był natomiast huragan Desmond. Nas co prawda nie zalała powódź, tak jak to miało miejsce w Szkocji i w Walii, a torów i dróg nie zatarasowały powalone drzewa, ale wszystkie wydarzenia planowane na wolnym powietrzu zostały odwołane. A więc na stragany, lampiony i smakołyki na wolnym powietrzy raczej nie było co liczyć.

Lichfield

Na szczęście w rodzinnym domu Samuela Johnsona mogliśmy obejrzeć pokaz tańców z osiemnastego wieku.

Lichfield

Aż miło popatrzeć się na ludzi, którzy po pierwsze mają czas na taką zabawę, a po drugie chce się im coś robić, zamiast gnuśnieć przed telewizorami. Stroje trzeba sobie przygotować, jakiejś choreografii trzeba się nauczyć, na pokazy trzeba jeździć. 

Lichfield

Lichfield

Jakie te tańce były, takie były, ale mam wielkie uznanie dla ich gotowości do spędzania czasu ze znajomymi w inny sposób, niż przy zastawionym stole.

Na szczęście katedra stoi tu od ośmiuset lat, więc na Desmonda nie zwracała uwagi. Niemniej ciężko było mi zrobić jakieś sensowne zdjęcie trzymają aparat jedną ręką, a drugą przytrzymując kaptur na głowie.

Lichfield

W środku zaś pani pastor odprawiała anglikańskie naborzeństwo. Poczekaliśmy z boku by nie przeszkadzać a później obejrzeliśmy dorobek z przed stuleci. 

Lichfield

Jeśli chce się, żeby do kościoła przychodziły matki z małymi dziećmi, to Anglicy najwyraźniej uważają, że trzeba przygotować jakieś zajęcie i dla dzieci, które jeszcze za wiele nie rozumieją.

niedziela, 6 grudnia 2015

Przygotowania do Bożego Narodzenia

W tym tygodniu nie poszczęściło mi się w Goteborgu. Było zimno, wietrznie i co chwilę padało. W dodatku męczyło mnie przeziębienie, więc z fabryki wracałem prosto do hotelu, nie rozglądając się za bardzo na boki. Mój hotel okazał się nie tylko miejscem do spania, ale również miejscem, w którym codziennie odbywa się wiele imprez i spotkań. Jak miałem za chwilę zauważyć, nie tylko biznesowych.   

We wtorek po południu po prostu zaskoczył mnie tłum ludzi w holu wejściowym, ale byłem zbyt zakręcony lub osłabiony żeby to przeanalizować. W środę uderzyło mnie w oczy, że w rozległym hotelowym holu było pełno rodziców z około siedmio letnimi aniołkami. Chłopcy i dziewczynki byli ubrani w białe szaty, a dziewczynki dodatkowo w diademy. Przez chwilę poczułem się jak w kościele, a to przecież był zwykły czterogwiazdkowy hotel.


W czwartek wreszcie dotarło do mnie dlaczego nie możemy zaparkować przed hotelem. To coś co nam zawadzało od poniedziałku na parkingu to była scena! W czwartek wracaliśmy chyba trochę później i trafiliśmy akurat na koncert. W czwartek kolędy śpiewała już młodzież. W zasadzie to były nie tylko kolędy, ale chyba i piosenki około bożonarodzeniowe. Na parkingu zebrał się tłumek i najwyraźniej obie strony dobrze się bawiły. Śpiewacy cieszyli się z tego, że występują a publiczność najwyraźniej też była zadowolona.

Goteborg

Goteborg

Nie wiem czy Szwedzi są tacy religijni, żeby niezależnie od nienajlepszej pogody organizować cowieczorne występy pod gołym niebem. Chodzi chyba jednak o to, żeby coś robić razem.

I ta potrzeba zamanifestowania wspólnoty jest tutaj najbardziej urocza.