czwartek, 25 sierpnia 2016

Wakacje w Goteborgu

Tegoroczne wakacje Halinki były w Goteborgu. Krótkie, ale za to w hotelu klasy biznesowej, czyli w eleganckim.

Goteborg

Pierwszego dnia wydawało nam się, że podoga nie dopisała. Niebo było szarobure i co chwilę padał deszcz. Ale pomimo tego udało nam się wyjść na spacer i zobaczyć trochę miasta. Skupiliśmy się na ogrodach i głównej ulicy. Na więcej pierwszego dnia i tak nie wystarczyło nam czasu.

Goteborg

Goteborg

Drugiego dnia rano zbudził nas deszcz bębniący w okna. Nie była to co prawda zapowiedź udanej wycieczki, ale postanowiliśmy się nie poddawać i pomimo takiej pogody pojechaliśmy nad morze. Niebo to groziło nam, to się do nas uśmiechało, ale w sumie wróciliśmy susi, a więc udało się. Ja już byłem na archipelagu, ale dla Hali już sam rejs promem był rozrywką.

Goteborg

Goteborg

Goteborg

Na archipelagu u ujścia rzeki Gota kiedyś mieszkali rolnicy i rybacy, a teraz jest tu podmiejska dzielnica Goteborga. To taki sposób by mieszkać blisko miasta, ale na uboczu. Komunikacja publiczna to promy, które pływają co pół godziny oraz własne łodzie. To całkiem jak autobus do naszej Brzezinki, więc odbieraliśmy to jakoś tak swojsko. Samochodów na wyspach nie ma, dróg zresztą też.

Goteborg

Goteborg

Nas zwykle bardziej pociągają atrakcje przyrodnicze, wię pomaszerowaliśmy ku odludziu.

Goteborg

Goteborg

A po drodze Halinka rywalizowała ze znakami nawigacyjnymi i dawała sygnały marynarzom, jak mają płynąć.

Goteborg

Goteborg

Marsz na około wyspy zajął nam prawie cały dzień. Na popołudnie pozostał nam powrót promem do Goteborga, wzdłuż niekoniecznie skromnych domków letniskowych i małych wysepek.

Goteborg

Goteborg

Sobotna wycieczka na archipelag południowy została zaliczona. Na szczęście moje obawy, że w przemysłowym mieście nie będę miał co pokazywać Hali okazały się bezpodstawne.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Black Country Living Museum

W niedzielę wybrałem się na wycieczkę do skansenu Black Country Living Museum. W końcu to tu narodziła się rewolucja przemysłowa, więc nie chciałem tego miejsca przegapić. Najbardziej zależało mi na zobaczeniu czynnej repliki maszyny parowej Newcomena. Pierwsza maszyna wypompowująca wodę z kopalni była milowym krokiem w rozwoju górnictwa i w roku 1800-tnym pracowało ich już 1454. I faktycznie, w tą niedzielę też pracowała.


Z jednej strony to podniecające patrzeć się na pracującą prababkę wszystkich silników, ale z drugiej strony ... jeszcze dziwniejsze było patrzeć jak rodziny z dziećmi z zaciekawieniem podziwiali wypełniony pyłem i czadem domek, kocioł na węgiel i maszynę parową. Ja - inżynier, to co innego, ale żeby dzieci tak wędzić?.


Co prawda cieszyłem się z tego, że zobaczyłem tą maszynę "pod parą" ale później uświadomiłem sobie, że tak naprawdę najciekawsi są tam ludzie, którzy ją obsługują. Cały skansen działa w oparciu o pracę wolontariuszy, którzy będąc już na emeryturach, spędzają czas bawiąc się w rekonstrukcję przemysłu z przed 150 lub 200 lat.


W wyznaczone weekendy, wszystkie maszyny są uruchamiane, do skansenu wraca dawne życie, i można zobaczyć jak się tu żyło i pracowała w dziewiętnastym wieku. Maszyna wyciągowa z nad szybu kopalni,



starą kuźnię, w której co godzinę kowal odkuwał na młocie sprężynowym kilka ogniw łańcucha,


Ulicę miasteczka z dawnymi sklepami i zabawami,



To, że dawniej dzieci mogły bawić się bez komputerów, Lego i smartfonów było równie egzotyczne jak widok pierwszej maszyny parowej.  Dodatkowo atrakcję stanowiło parę zabytkowych pojazdów jeżdżących po skansenie.


Naprawdę można tu odnaleźć atmosferę dawnych lat. Jeśli uda mi się tu jeszcze kiedyś przjechać, chciałbym więcej uwagi poświęcić pracującym tu wolontariuszom. Niestety bariera językowa nie ułatwia mi tego.