piątek, 23 sierpnia 2013

Kościół w Saschiz

Wieczorem wracając z Sighisoary nasza uwagę przykuła solidna dzwonnica, stojąca tuż przy głównej drodze. Prawdę mówiąc nie wyglądała z daleka na dzwonnicę, ale my już byliśmy przygotowani na jej przysadzistość. Koło dzwonnicy musi być i kościół, więc zatrzymujemy się. Wieś nazywa się Saschiz i już wiadomo kto to wszystko zbudował.


Bilet wstępu do kościoła to tylko 4 leje, ale problem ze zwiedzaniem kościołów protestanckich jest taki, iż nie za wiele tam jest do oglądania. Białe ściany i brak ozdób natychmiast zniechęcił nas do zwiedzania, ale dziewczyna sprzedająca bilety była nieustępliwa. Co z tego, że byliśmy w środku jedynie 30 sekund. Tyle wystarcza, żeby zobaczyć wszystko co było tu do zobaczenia i za bilet należało zapłacić. Nie chcąc wyjść na sępa, zapłaciłem i poszedłem potulnie z powrotem oglądać.


Dzięki mojej ustępliwości odkryłem, że gotyckie sklepienie jest ślepe! Użebrowanie sufitu kościoła niesie wyłącznie samo siebie, a dach i tak spoczywa na drewnianej konstrukcji belkowania i krokwiach. Zawsze gotycka technika budowlana mi imponowała, a teraz poczułem się oszukany.


Pomimo iż sam kościół otoczony murem wyglądał poważnie, mieszkańcy tej wsi postanowili zbudować cytadelę na sąsiadującym ze wsią wzgórzu. Moim zdaniem już sama perspektywa wspinania się pod tą stromą górę powinna skutecznie zniechęcać najeźdźców. Nam szybki spacer zajął przeszło pół godziny, ale za to widok w dół, na wieś był ujmujący.


Z cytadeli pozostały jedynie ruiny, ale jak dla turysty, to nawet może lepiej. Przynajmniej nikt nie kazał nam płacić za przedzieranie się przez krzaki. 


Nasi przyjaciele postanowili wczuć się w dawnych obrońców i wspięli się na mury. Na szczęście dla fotografa, który został na dole, nie mieli ani włóczni do dźgania, ani smoły do lania na tych co pod murami.