piątek, 23 sierpnia 2013

Kościoły obronne Siedmiogrodu

Rupea nie potrzebuje znaków prowadzących turystów do zamku. Już z głównej drogi widać cel, do którego się jedzie. Niby jest na głównym szlaku i każdy autokar wiozący turystów z Sighisoary do Braszowa musi koło niej przejeżdżać, ale ... jakoś się tu nie zatrzymują. Dla nas nawet lepiej, gdyż nie musimy przeciskać sie w tłumie.

Rupea

Jakieś fortyfikacje są tu w prawie każdej wsi. Nie są to pańskie rezydencje, budowane w celu podkreślenia swojego panowania nad ludem. Te zamki budowali chłopi i mieszczanie. Wewnątrz są domy, w których chroniono się w czasie najazdu. Ot małe klitki na najcenniejszy dobytek i zapasy jedzenia. Być może to właśnie jedzenie na zimę było tym najcenniejszym dobytkiem tych ludzi.

Rupea

Ciasnota musiała być tu straszna, ale przecież tych murów trzeba było bronić, więc lepiej żeby było ciasno, ale bezpieczniej.

Kolejną wioską na naszej liście "must see" była Viscri. Cała wioska jest wpisana na listę UNESCO, więc te pięć kilometrów po drodze gruntowej było całkiem uzasadnione.


Najgroźniej kościół wyglądał od strony wsi i cmentarza, ale od pozostałych stron, podejście było naturalnie bardzo strome. Główna wieża nazywa się Boczkowa, gdyż to tu właśnie wieśniacy przez stulecia trzymali swoje zapasy. To co było w zagrodzie, w każdej chwili mogło być zrabowane. Bezpieczne było jedynie to, co wisiało w kościele. Raz w tygodniu ludzie zbierali się i pod okiem pastora i wójta otwierali drzwi do wierzy. Wtedy każda rodzina mogła pobrać lub zdeponować tu swoje jedzenie.

Kościół warowny

Na wypadek napadu każda rodzina miała też tu swoje pomieszczenia, tym razem wbudowane w mury okalające kościół.

Jakież to musiało być ciężkie życie. Po zakończeniu żniw, wykopków czy świniobicia, zamiast czasu na dożynki i odpoczynek przychodził sezon na rozboje i najazdy. Ci którym się jakoś nie urodziło, lub ci którzy jakoś nie lubili pracować też chcieli zgromadzić swoje zapasy na zimę. Więc Sasi woleli trzymać swój dobytek przy kościele. Tacy rolnicy to dopiero mogli mówić "Żywią i bronią"!

Kościół warowny

Wioska jest typowo saska. Spacerując po uliczkach Viscri czułem się tak, jakbym jechał z Nysy do Prudnika.
Viscri

Domy zwrócone szczytem do ulicy, podwórka odgrodzone murem i ozdobne bramy. Sasi odeszli ale na szczęście Rumuni docenili okazję i w kolejnych gospodarstwach zakładane są pensjonaty.

Viscri

Wracając na nocleg zatrzymaliśmy się w kolejnej wiosce, skuszeni znakiem "Biserica Fortificata" i zobaczyliśmy kolejne mury. Tu najwyraźniej inaczej się nie dało żyć.

Kościół warowny