niedziela, 11 maja 2014

Istambuł po raz drugi

Zdaje się, że wytworzyła się nowa świecka tradycja; długie weekendy zamiast w domu, z przyjaciółmi, spędzam na lotnisku. Nasi klienci jakoś strasznie polubili spotkania w poniedziałki przypadające zaraz po polskich długich weekendach. Tak więc Święto Konstytucji spędziłem po raz kolejny spacerując pomiędzy kolorami czerwonym i niebieskim.



Do Stambułu samolot leci dwie i pół godziny, ale to i tak krócej, niż bym miał jechać autem do Łodzi. A na lotnisku w Stambule ... dobrze, że choć wizę wykupiłem zawczasu przez Internet. Jeśli kolejka do kontroli paszportowej wyglądała tak, jak poniżej, to dodatkowa kolejka po wizy mogła by być już ponad moje siły.

Na szczęście adrenalina wynikająca z perspektywy czekających mnie pięciu wieczorów w magicznym Stambule przykryła zmęczenie. Dotaszczyłem niecierpliwie walizkę do hotelu i szybciutko, prawie truchcikiem, poszedłem zobaczyć najbliższą atrakcję, czyli plac Taxim.


Już na pierwszy rzut oka widać, że dla mieszkańców Stambułu to ważne miejsce. Przychodzą tu z przyjaciółmi i rodzinami, fotografują się, a jak chcą protestować, to też tutaj.

Pomnik przedstawia "ojca narodu", który zakończył okres feudalnego sułtanatu otomańskiego i utworzył republikę turecką. Zaiste zacny człowiek. Wikipedia opisuje go w poniższy sposób:

Mustafa Kemal Atatürk was a Turkish army officer, reformist statesman, and the first President of Turkey. He is credited with being the founder of the Republic of Turkey.

Z placu Taxim, poszedłem wzdłuż reprezentacyjnego deptaka Istiklal. Jeździ tam zabytkowy tramwaj, który sam w sobie jest już atrakcją turystyczną. Jest prawie taki sam, jak kiedyś jeździł w Gliwicach na Wójtową Wieś. Wtedy marzyłem, że jak dorosnę to zostanę motorniczym. Ojcu nie podobała się ta moja wizja kariery, więc swoje marzenia zachowywałem dla siebie. Jednakże urok kręcenia terkoczącą korbą "gazu" i nadeptywania na pedał dzwonka widać był wtedy tak silny, że nawet teraz, po pięćdziesięciu latach, tramwaj na Taxim przywołał wspomnienia.


Stambuł leży na zachodzie swojej strefy czasowej, więc ciemno robi się tam dopiero około dziesiątej po południu. Nie wygląda jednak na to, żeby mieszkańcy chodzili spać z kurami. Jak widać na ulicy ciągle są tłumy, a dekoracje, pomimo Islamu i klimatu, jak u nas na Boże Narodzenie. Kiedyś to była ulica ambasad i konsulatów europejskich, więc było zdecydowania elegancko. Teraz jednak trochę przypomina ona zakopiańskie Krupówki; ambasady zostały wyparte przez restauracje, centra handlowe i małe sklepiki. Na każdym kroku stoją sprzedawcy prażonych kasztanów i wszelkiego innego drobiazgu.  


A tramwaj niestrudzenie dzwonił i jeździł w tym tłoku. Może tylko 10 km/godzinę, ale w takim tłumie, to i tak szybko. I nie dajmy się zwieźć pozorom. Tramwaj jest zabytkowy, ma drewnianą budę, ale wewnątrz jest komputerowy system kasowania biletów, który wyświetlił mi na bieżąco ile mi jeszcze zostało przejazdów na moim elektronicznym karnecie pasażera.


Około jedenastej wróciłem do hotelu. W końcu jutro muszę rześki i pełen energii opowiadać przez osiem godzin o module produkcyjnym.