wtorek, 27 listopada 2012

Niedziela na Głównym

Zobacz http://www.youtube.com/watch?v=7BLYs7RjtBk


W niedzielę pobudka o 03:30.
Na szczęście jest już A1. 
Na lotnisku o 05:00. Hala wraca do domu i jeszcze kładzie się spać.
Samolot startuje o 06:00.
We Frankfurcie jestem o 07:30 i rozpoczynam czekanie.

W sumie niby miły niedzielny poranek. Za oknem świeci słońce, ja siedzę sobie przy stoliku, piję kawę, czytam gazetę. Godziny mijają, nikt mnie nie popędza, luzik. Spokojny, leniwy poranek. Rozmawiam z Halą o jej wizycie u Kasi. Rozmyślam. Składam Kasi życzenia imieninowe. Piję kolejną kawę. O 11 Hala karmi koty i wychodzi odwiedzić matkę. Rozmyślam. W końcu Pani w granatowym mundurku zaprosiła do odprawy i poleciałem dalej. Dimanche à Orly.

Kiedyś, dawno temu był film o facecie, który popadł w depresję i jeździł na lotnisko, żeby podbudować swoje samopoczucie powiewem Wielkiego Świata. Później Wojciech Młynarski, w swojej piosence, tłumaczył nam, że my też tak możemy tyle, że na swoją własną, nieco skromniejszą miarę. Dimanche à Orly.

Czy ja prowadzę takie życie bo też chce się dowartościować powiewem Wielkiego Świata? Gonię za złudnym mirażem korporacyjnego sukcesu? Dimanche à Orly.

A w Stavanger o 16:00, gdy wychodzę z biura, już się ściemnia. Mimo to zanim wróciłem do hotelu i komputera, mały spacer przez port i Stare Stavanger.
 

Stavanger

Stavanger