czwartek, 13 września 2012

Spacer w deszczu

Kolejny deszczowy dzień ślimaczył się za oknem, a ja miałem nazajutrz wyjechać. Nie chciałem spędzić kolejnego wieczoru przed telewizorem, więc zapakowałem Alfę to plastikowej torby i ruszyłem na spacer, pożegnać się z tym miejscem na kolejne dwa tygodnie.

W fabryce mówili, że na Morzu Północnym mocno wieje i jest sztorm, więc holowniki schroniły się do portu. W lecie przy tych nabrzeżach cumowały statki wycieczkowe, ale teraz faktycznie widać, że Stavanger to zaplecze dla przemysłu naftowego. Sporo ich, z bliska imponuja mi swoimi rozmiarami, a dodatkowo wygląda na to, że są trzymane w ciągłej gotowości. Nawet jeśli taki holownik wydaje nie ruszać się z miejsca przez kilka dni, to nieprzerwanie mruczy niewyłączanymi nigdy silnikami agregatów. W końcu dla platform wydobywczych to takie pogotowie, straż pożarna i kto wie co jeszcze.



Pomimo nieciekawej pogody w porcie panował ruch jak zwykle. W końcu ludzie muszą dojechać swoimi promami do domów. Ci co mają dom na wyspie z mostem, mają łatwiej, ale ci na dalszych wyspach, to prom chyba traktują jak my autobus.


Mimo chowania aparatu do torby, po półgodzinie polowania na światła portu okazało się, że i ja i Alfa jesteśmy solidnie mokrzy. Plastikowa torba jakoś się nie sprawdzała. To że Alfa przeżyła już upadek z dachu samochodu nie oznacza tego, że musi również przeżyć kąpiel w deszczówce. Tak więc pora zawracać najkrótszą drogą do hotelu. I tak jeszcze trzeba przedreptać przez centrum tej lokalnej metropolii.

Jeszcze tylko parę uliczek i będziemy się oboje suszyli.