poniedziałek, 16 marca 2015

Spacer taty z córką

Jak zwykle co drugi tydzień, gnałem drogą na północ, te moje 450 km dojazdu do pracy. Nie robiłem wcześniej postojów, bo na wysokości Świebodzina planowałem postój u stóp największego w kraju Jezusa. Już z daleka było widać jak Jego postać wynurza się zza wzniesienia. Niestety, do konsultantów jadących drogą S3 Jezus obrócony jest tyłem. I pewnie nie bez powodu.

Jezus ze Świebodzina

Zjechałem z trasy i zaparkowałem na dole wzniesienia. Może dlatego, że to jeszcze nawet nie przedwiośnie, teren wyglądał na słabo przygotowany. Może gdy pokryje go zwarty tłum pielgrzymów, to całość wygląda lepiej. Pomyślałem, że zrobię kilka zdjęć i w drogę.


Ścieżką do góry, w stronę figury, szedł ojciec prowadząc za rękę około pięcioletnią córkę. Oboje szli sobie noga za nogą i rozmawiali, a tato najwyraźniej opowiadał jej o tym co właśnie oglądają i co jeszcze za chwilę zobaczą. 

W pierwszej chwili drażniło mnie to, że idą sobie tak powoli, a ja przecież muszę szybko zrobić zdjęcia i jechać dalej w swoją drogę. Początkowe zniecierpliwienie jednak stopniowo zmieniało się w zazdrość, że można tak razem i tak bez pośpiechu. Stałem i czekałem aż przejdą przez mój kadr. Nie odważyłem się zakłócić ich spokoju pstrykaniem zdjęć, i to moje zdjęcie zrobiłem dopiero wtedy, gdy doszli już na samą górę, wspięli się na postument rzeźby i zaczęli rozglądać się po okolicy.

Jezus ze Świebodzina

Mogłem poddawać się refleksji, ale i tak musiałem wsiąść do samochodu i jechać szybko dalej.