sobota, 10 września 2016

Niedzielny spacer

W trakcie niedzielnego spaceru nad rzeką spotkałem parę starszych ludzi. Pani poprostu siedziała sobie z psem, a pan malował akwarelami to co było po drugiej stronie rzeki. Poczułem w nim bratnią duszę artystyczną. Ja też w końcu spędzam wolny czas robiąc obrazki, tyle tylko, że w znacznie łatwiejszy dla mnie sposób, bo aparatem.

Przełamałem jakoś swoją nieśmiałość i w zupełnie dla mnie nietypowy sposób najpierw zagadałem, a później w dałem się w rozmowę z panem malarzem. Początkowo myślałem, że to taki sobie stary dziadek na emeryturze, ale jak tylko zaczęliśmy rozmawiać, wcisnęło mnie w ziemię. Starszy pan najpierw spytał się mnie skąd jestem (ach ten mój angielski - wszyscy od razu się tak pytają) a jak usłyszał, że z Polski to zaczął opowiadać:

  • że do Goteborga właśnie przypłynął żaglowiec Fryderyk Chopin, 
  • że ojcieć Fryderyka był Francuzem, który przyjechał do Polski tylko na parę lat, 
  • że on sam grywał w młodości utwory Chopina, ale lubił tylko sonaty, reszta to raczej popisy techniczne niż ekspresja emocji,
  • że Wieniawski był wybitnym wiolinistą i do tej pory mało kto potrafi tak grać,
  • a zwracając się bardziej do swojej żony niż do mnie, że to ciężko sobie wyobrazić, ale Paderewski był i pianistą i politykiem równocześnie, co w dzisiejszych czasach już się nie zdarza.     

Goteborg

Poczułem się zawstydzony. Ja nie znam żadnego szwedzkiego artysty. Nawed Edward Grieg okazał sie być Norwegiem, co i tak zastało zakwestionowane przez mojego rozmówcę. "Jaki on tam Norweg, to przecież bardziej Duńczyk".