środa, 27 sierpnia 2025

SOTA Romanka

Zmobilizowany komentarzami kolegi z sesji na Kocierzu wybrałem się na Romankę. Tym razem już nikt mi nie powie, że się wożę. Romanka to znamienity szczyt, za 10 punktów, 1366 m npm, jednym słowem trzeba wejść. Zaparkowałem na światowej klasy parkingu w Żabnicy Skałka, no i zaczęło się.

Do schroniska Słowianka zamiast w godzinę, szedłem półtora. 



Dalej trasa była już trochę wypłaszczona, ale widok z Suchego Gronia na Romankę mówił mi, że nie będzie lekko. No i nie było. Z planowanych dwóch godzin zrobiło się prawie cztery. 


Ale w końcu jakoś dolazłem. Rozbiłem obóz pod szczytowym szlakowskazem i zacząłem wołać. Dwadzieścia nawiązanych łączności jakoś musiało mi wynagrodzić ten wysiłek. 



Powrót zaczął się obiecująco. Przede wszystkim było w dół, co już mi się bardzo podobało, a poza tym były piękne widoki. Na resztę Beskidów, na pasmo Babiej Góry, jak mniemam i na złocącą się w zachodzącym słońcu Halę Rysianki.  



Byłem już całkiem zadowolony z takiego dnia, ale później zaczęło się zejście do Żabnicy zielonym szlakiem. Powinienem napisać "niekończącym się zielonym szlakiem". Nominalne dwie godziny rozciągnęły się tak bardzo, że przypomniała mi się reguła, że w góry bez latarki nigdy nie należy wychodzić.  Przy samochodzie byłem o wpół do ósmej, a w domu po dziesiątej. 

To był chyba szczyt moich możliwości fizycznych. Kolejne wyjścia na szlak muszę planować jednak znacznie mniej ambitnie. 

eof