Drugi wyjazd był już na nieco bardziej wymagający szczyt. Tylko trochę bardziej wymagający, ale zawsze. Trzeba było zostawić domową strefę komfortu za sobą i wyruszyć w drogę.
W jaki sposób w dole pozostało Bielsko to pominę, aby nie drażnić purystów SOTA, ale starszy pan musi się jakoś powoli rozkręcić po latach spędzonych w fotelu.
Wędrując na Klimczok spoglądałem na poranione dla narciarzy zbocze Skrzycznego i snułem plany co do kolejnej wycieczki. Skrzyczne to "must have". W końcu to tam jest zainstalowany legendarny przemiennik SR9B, który obsługuje całą Aglomerację Górnośląską. Więc zasięgi muszą być znakomite.
Paskudną ciemną chmurę przeczekałem w schronisku Pod Klimczokiem i jak się nieco przetarło, ruszyłem dalej w górę. Niestety na szczycie Klimczoka przywitała mnie kolejna wieża przekaźnikowa, która nieco przeszkadzała w łączności, ale jak się przeczekiwało jej gadatliwość, to dało się normalnie rozmawiać.
Tuż pod szczytem rozbiłem obóz, przywiązałem antenę do słupka z napisem żeby nie śmiecić i ruszyłem ze swoją sesją.
Mimo nie najlepszej prognozy pogody zszedłem na sucho i wróciłem do domu. Takie jednodniowe wycieczki są jednak męczące z uwago na co najmniej 4 dodatkowe godziny w samochodzie.
eof