Zmobilizowany komentarzami kolegi z sesji na Kocierzu wybrałem się na Romankę. Tym razem już nikt mi nie powie, że się wożę. Romanka to znamienity szczyt, za 10 punktów, 1366 m npm, jednym słowem trzeba wejść. Zaparkowałem na światowej klasy parkingu w Żabnicy Skałka, no i zaczęło się.
Do schroniska Słowianka zamiast w godzinę, szedłem półtora.
Ale w końcu jakoś dolazłem. Rozbiłem obóz pod szczytowym szlakowskazem i zacząłem wołać. Dwadzieścia nawiązanych łączności jakoś musiało mi wynagrodzić ten wysiłek.
Byłem już całkiem zadowolony z takiego dnia, ale później zaczęło się zejście do Żabnicy zielonym szlakiem. Powinienem napisać "niekończącym się zielonym szlakiem". Nominalne dwie godziny rozciągnęły się tak bardzo, że przypomniała mi się reguła, że w góry bez latarki nigdy nie należy wychodzić. Przy samochodzie byłem o wpół do ósmej, a w domu po dziesiątej.
To był chyba szczyt moich możliwości fizycznych. Kolejne wyjścia na szlak muszę planować jednak znacznie mniej ambitnie.
eof