Po paro tygodniowej przerwie przyszła pora na aktywację kolejnej góry. Tym razem wycieczka z Rycerki Górnej, przez Przegibek na Będoszkę. Pora była już zdecydowanie jesienna, więc kolory lasu były ciepłe. Szlak wspinał się stopniowo.
eof
Skoro i tak już muszę tyle jeździć, to się trochę porozglądam. Gdyby nie fotografia, nie zauważyłbym wielu atrakcyjnych rzeczy.
Po paro tygodniowej przerwie przyszła pora na aktywację kolejnej góry. Tym razem wycieczka z Rycerki Górnej, przez Przegibek na Będoszkę. Pora była już zdecydowanie jesienna, więc kolory lasu były ciepłe. Szlak wspinał się stopniowo.
Już listopad i trwa mój wyścig do wyznaczonego sobie celu; 100 punktów SOTA w roku 2025. Kolejnym krokiem jest Wielka Rycerzowa za 8 punktów.
Start w Soblówce, z parkingu przy kościele. Na szlakowskazie pisze, że to tylko godzina i czterdzieści pięć minut, ale mnie ta trasa zajmie dwie i pół godziny. Do szczytu jeszcze plus 20 minut. No cóż, wiek.
Widoki jak to widoki. Jeśli szlak wiedzie przez las i stromo pod górę, to i tak oglądałem głównie kamienie pod nogami. Ale do schroniska doszedłem.
Jeszcze tylko wejście na szczyt, by zasadom stało się zadość oraz sesja radiowa SOTA przy pozostałościach wyciągu narciarskiego. Piętnaście łączności w zupełności wystarczy do zaliczenia szczytu, więc wycieczka uznałem za bardzo udaną.
Później zostało mi tylko coś zjeść w schronisku i rozpocząć ślizgawkę żółtym szlakiem w dół, do samochodu. Noszę ze sobą dwie latarki, bo dzień już krótki, i faktycznie zejście rozpoczynałem już przy zachodzącym za góry słońcu, ale latarki ciągle jeszcze okazały się zbędne.
Od początku mojej przygody radiowej uważałem, że frajda jest głównie w działalności terenowej. SOTA już została przećwiczona na UKF, teraz przyszła pora na KF. Moje nowe radio leżało już na regale od kilku dni, pogoda choć chłodna była słoneczna więc nie było już dłużej na co czekać. Wybrałem się na testy terenowe.
Pomiędzy Brzezinką a Kozłowem, na skrzyżowaniu polnych dróg stoi krzyż i kilka ławeczek. W pobliżu nie ma zabudowań, a więc i zakłóceń, las jest odległy więc nie tłumi fal. Miejsce wydaje się być idealne do testu nowego radia i anteny.
Przeprowadziłem tam kilka nasłuchów i kilka łączności. Wydawało się to całkiem niewiele, ale słońce w międzyczasie mocno się już obniżyło i zrobiło się chłodno. Pozbierałem zatem sprzęt i ruszyłem w drogę do samochodu. Do auta zaparkowanego przy asfalcie szedłem polną drogą a zachodzące słońce wyzłacało liście na drzewach.
Jeśli jutro będzie taka sama pogoda jak dzisiaj, to wybiorę się tu z aparatem, poszukać zdjęcia na kalendarz.
eof
Nie samymi górami człowiek żyje. Czasem trzeba się ukulturalnić. Na szczęście zostaliśmy zaproszeni na wycieczkę do teatru STU w Krakowie. Aż wstyd powiedzieć, że ta nazwa nic mi nie mówiła, ale już teraz jestem nieco bardziej wyrobiony kulturalnie i mogę już powiedzieć że byłem.
W samym teatrze fotografować nie wolno, więc zrobiłem parę ujęć na rynku. Spacerowaliśmy czekając na seans i przyglądaliśmy się lokalnym atrakcjom.
Już październik, a punktów wciąż brakuje do osiągnięcia założonego przeze mnie celu. Zlot SOTA-SP w Rycerce był oczywistym sygnałem dla mnie, że coś z tym niedoborem niezwłocznie należy zrobić.
Niby 1:45 to nie jest daleko, ale dla mnie czasy ze znaków trzeba pomnożyć prawie razy dwa. No cóż, wiek ma swoje prawa i nic z tym już nie mogę zrobić.
W pewnym miejscu przegapiłem na swoje szczęście ścieżkę z żółtym szlakiem, prowadzącą do schroniska i zawędrowałem prawie prosto na szczyt Wielkiej Raczy. Byłem w Słowacji i widziałem Wielką Fatrę.
Najpierw próbowałem zainstalować swoją antenę na wieży widokowej, ale wiało tak mocno, że się poddałem. Zszedłem więc z wieży i znalazłem tuż pod nią krzak, który trochę osłonił mnie od tego wiatru. Tu rozbiłem obóz i nawiązałem 16 łączności.
Później obiad w schronisku i powrót żółtym szlakiem do samochodu.
Byłem już co prawda na Romance, ale ta dała mi tak w kość, że dalej już nie dałem rady iść. Dlatego na Rysiankę i Lipowską wybrałem się w kolejnym tygodniu. Rozsądek podpowiada, że powinienem przejść kawałek trasy, zanocować w schronisku i nazajutrz zrobić kolejny odcinek, ale boję się porzucić Megane gdzieś na leśnym parkingu na noc, albo na dwie doby. Ona jest tam taka bezbronna.
W końcu dochodzimy do hali i schroniska Rysianka. To jest miejsce atrakcyjne samo w sobie. Ludzie tu odpoczywają na schroniskowych leżakach i ławkach. Ci co nocowali w którymś ze schronisk wylegują się na swoich śpiworach lub karimatach. No, jednym słowem aż żal iść dalej. Słońce, widoki, i taki wszędobylski luz.
Kawałek dalej jest polana i schronisko na Hali Lipowskiej. Jakby większe, ale jakby mniej okupowane przez gości. Dla mnie to schronisko to i tak tylko zwiastun szczytu.
Niestety sam Lipowski Wierch jest objęty rezerwatem. Dlatego jeszcze w domu zastanawiałem się jak z tego miejsca nawiązywać łączności w kierunku północnym, skoro pasmo dwóch metrów wymaga widoczności radiowej. Może należało by podejść od strony Rysianki, wzdłuż granicy lasu? Wtedy byłbym może poza granicami aktywacji, ale po północnej stronie szczytu?
Za swoje zuchwalstwo zostałem jednak ukarany przez Ducha Gór. Wracając na szlak wywaliłem się i skręciłem nogę w kostce. Dostałem za swoje, ale nawet w myślach nie obiecywałem sobie, że już nigdy więcej nie popełnię takiego świętokradztwa. Cóż było robić, chcąc nie chcąc kuśtykałem jeszcze przez dwie godziny do samochodu. Megane to nie koń Zorro, który przybiegnie na gwizd właściciela.
Jeszcze po drodze rzuciłem okiem na groźną dla mnie Romankę, uśmiechnąłem się do pięknie obsypanej owocami jarzębiny i człapu człapu, powlokłem się do samochodu.
eof