W ostatnim tygodniu festiwalu holenderska grupa De Jongens pokazała spektakl "Schody". Były to trzy epizody odgrywane na schodach. Schody te raz były wysokimi gurami, raz drabiną awansów korporacyjnych i w końcu ilustracją zwykłego życia. Każda z historii opowiadała o szorstkiej przyjaźni.
Pierwszy epizod opowiadał o turyście uwięzionym w wysokich górach podczas załamania się pogody. Na szczęście w ostatniej chwili uratował go przyjaciel.
Akt drugi ilustrował wspinanie się po szczeblach kariery. Niby koledzy, ale rywalizacja i wywyższanie się były obsesyjne. Dopiero ocierając się o szczyt kariery udało się im obu dostrzec jałowość rywalizacji i złudne przewagi, które udawało im się osiągnąć nad tym drugim.
Trzecia historia była o konkurowaniu o nic, dla samego przepychania się do przodu. Dwóch starych tetryków walczyli o to by być ... no właśnie, o co oni konkurowali? By moje było na wierzchu.
Morał był za każdym razem taki sam. Możemy walczyć do upadłego, ale i tak na koniec bez pomocnej ręki przyjaciela, nie wstaniemy na nogi.
Drugim spostrzeżeniem było moje zaskoczenie tym, jak wiele można opowiedzieć lub pokazać za pomocą bardzo prostych środków, nie będąc zawodowym aktorem. Bez strzelaniny, bez wybuchających samochodów, widowiskowości Hollywood, można było przykuć uwagę widzów na prawie godzinę. Moje uznanie.
Za rok zapraszam ponownie i to na żywo: http://ulicznicy.pl/