Nie jest to może aż tak daleko, ale stareńkie parowozy kolebią się na rozchwierutanych szynach z prędkością osiągalną dla wysportowanego biegacza. W połowie drogi jest postój na zatankowanie wody z rzeki i na przerzucenie parunastu belek z z pierwszego wagonu do parowozu.
Nasz pociąg nie jechał zbyt szybko, dlatego pod koniec trasy dogoniła nas najpierw drezyna a późnij jeszcze kolejny pociąg.
I tak noga za nogą dojechaliśmy do stacji końcowej, gdzie towarzystwo wysypało się z pociągu do kolejki, tym razem po pieczone kiełbasy lub kawę.
Kolejarze sprawnie poprzetaczali wagony i ustawili wszystkie trzy pociągi do jazdy powrotnej. Dało to okazję do przyglądania się niegdysiejszej technice.
Już myślałem, że przekąska i spacer wzdłuż rzeki to cała dostępna rozrywka, a tu niespodzianka. Tory układane być może jeszcze za cesarza Franciszka trochę się rozeszły i jeden z wagonów się wykoleił. Kłopot dla obsługi ale niesamowita frajda dla pasażerów.
Cała trasa wiedzie wąwozem rzeki i oprócz niej i torów to nie już na nic innego miejsca. Komunikacyjnie niewygoda, ale za to widoki są nieco egzotyczne.
Dla fotografa najlepiej jest chyba siedzieć w środku długości pociągu. Na zdjęciach z ostatniego wagonu parowóz jest mały i zwykle na zakrętach kryje się w krzakach. Jadąc w pierwszym wagonie zaś nie dajemy pociągowi ładnie zawinąć się na zakręcie.
Trzy pociągi wyjeżdżają z Viseu de Sus o 9:00, 9:20 i 9:40. Bilet w obie strony dla dorosłego to 48 RON. Na informacje turystyczną lub na możliwość kupienia jakieś mapy na miejscu, tzn. W Borsie lub Viseu de Sus raczej nie ma co liczyć. Pozostaje jedynie zamówienie w księgarni internetowej przed wyjazdem z Polski.