Po trzech dniach wycieczek w góry, sobotę postanowiliśmy spędzić zwiedzając rustykalną stronę Maramureszu. Region ten słynie z zabytkowych cerkwi. Część z nich to kościoły grekokatolickie a część to kościoły ortodoksyjne narodowe. Ich architektura jest jednak podobna, przynajmniej dla nie wyrobionych oczu turysty.
Najczęściej mają one pojedynczą, wysoką wierzę i zadaszone podcienia, gdzie na ławkach i przy stołach można odpocząć po nabożeństwie, jeśli jest się miejscowym, lub po zwiedzaniu, jeśli jest się turystą. Nam udało się jednak odnaleźć jedyny kościół w okolicy z dwoma wieżami.
Wnętrze kościoła jest podzielone na część świecką, przeznaczoną dla wiernych i część świętą, do której wejście mają jedynie osoby duchowne. Nam zostało jedynie podziwianie tej pierwszej i ikonostasu, czyli ścianę oddzielającą nawę od prezbiterium.
Najbardziej rekomendowanym w naszym przewodniku miejscem do odwiedzenia jest wieś Ieud, w której są dwie zabytkowe cerkwie. W górnej, w tej z czternastego wieku w ogóle nie można robić zdjęć, a w dolnej trzeba za tą przyjemność zapłacić 5 RON. Zaskakujące zróżnicowanie strategii, ale tak jakoś już jest.
Dodatkową, groszową atrakcją Ieud była wizyta w małym, dwuizbowym muzeum folklorystycznym. Gospodarz nie zważając na naszą umiarkowaną znajomość języka rumuńskiego, szczegółowo opowiedział nam o procesie wytwarzania przędzy z wełny i konopi oraz wyjaśniał nam przeznaczenie poszczególnych sprzętów dawnego gospodarstwa. Nieco łatwiej poszło nam w drugiej izbie, gdzie gospodyni już mniej mówiąc, pokazała nam jak przędła przędzę, tkała wzorzyste płótno oraz wyszywała ozdoby.
Dzisiejszy dzień również zakończył się dodatkowa, niespodziewaną atrakcją. Po tygodniu spiekoty i upałów sobota zaskoczyła nas burzą z gradem i piorunami. Jak tylko przestało lać, nad naszym pensjonatem zaczął latać helikopter gaśniczy. Widać nie wszędzie w okolicy padało i wysuszony na wiór las gdzieś się palił.