Dojeżdżając do do Tatr cieszyliśmy się ładną pogodą. Przecież te obłoczki tak malowniczo wyglądały ... Ponieważ chmurki rwały się a my wybieralismy się na szczyt, więc pełni optymizmu liczyliśmy na słoneczną pogodę.
Na miejscu, po raz kolejny, przekonaliśmy się, że do powściągliwości słowackiego oznakowania dróg i szlaków trzeba się po prostu przyzwyczaić. Po dwóch nawrotkach udało się w końcu znaleźć największy parking i dolną stację kolejki linowej. Po bilety do kolejki na szczyt Łomnicy trzeby by chyba przychodzić dzień wcześniej lub o szóstej rano, ale z dojazdem do Skalnego Plesa nie było najmniejszego problemu. Wjechaliśmy na górę i dalej, już zgodnie z planem, na piechotę.
Kolejka na szczyt Łomnicy jest imponująca. Ma ona prawdopodobnie największą rozpiętość przęsła w Europie. Jeździ tam tylko jeden wagonik ale całość wygląda imponująco.
Na pogodę nie mogliśmy narzekać, była dokładnie taka, jak zapowiadała się podczas naszego dojazdu do Tatr. Szczyty były otulone chmurkami, a te przecierały się od czasu do czasu, tak by oglądanie widoków było dodatkową frajdą. Niestety malownicze obłoczki z bliska były bardziej konkretne i nadawały górom nieco inny posmak.
Patrząc ku dolinie, białe z dołu obłoczki wyglądały znacznie mniej niewinnie. Wystarczyło by rozpocząć opowadania o nagłych burzach i zabójczych na grani piorunach.
Na Świstówkę ze Skalnego Plesa trasa nie jest ani długa ani specjalnie wymagająca, ale po dwunastu dniach codziennego i łapczywego chodzenia, posuwaliśmy się w tempie wczasowiczów. Umówmy się, że spowolniały nas głównie rozległe widoki.
Pogoda dozowała nam widoki, ale nikt z nas nie miał wątpliwości, że warto było. Jakoś tak się składało, że podczas marszu chmury nie przeszkadzały, a podczas przerw na sapanie obłoczki rozstępowały się jak na zamówienie. A może na odwrót, na szczęście można było co chwilę przystawać, bo obłoczki rwały się.
Ze szczytu Świstówki nie bardzo umiałem sobie wyobrazić, w jaki sposób Czesiek zamierza jeszcze "przy okazji" zaliczyć Jagnięcy Szczyt. Samo zejście do Chaty nad Zielonym Plesem i dojście do parkingu przy drodze było już wyzwaniem, a dodatkowe wejście z takim przewyższeniem? O tej godzinie?
Szkoda było się nie przyłączyć, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi tym razem, że znacznie mądrzej zrobię schodząc z dziewczynami do kolejki i czekając na naszą jednoosobową grupę szturmową w samochodzie.