Z pewnymi obawami wybrałem się pomimo połowy grudnia na wycieczkę, na Łamaną Skałę. No i okazało się, że po zimie nie ma tam śladu. Śnieg leżał wyłącznie na sztucznie naśnieżanym stoku i pod wyciągiem. Te mini łatki śniegu leżące w zagłębieniach terenu, to się w ogóle nie liczyły. Zupełnie inny świat niż poprzednim razem.
Ale cały ten mój wysiłek został później sowicie nagrodzony. Na przełęczy pod Madohorą jest skrzyżowanie szlaków prawie jak na autostradzie, niemniej spotkałem tam tylko dwie osoby. W sumie pasowała mi ta samotna wędrówka. Nikt się nie patrzył jak sapałem i się wlokłem pod górę. A tam ciągle październik!
Doszedłem do Łamanej Skały i rozbiłem tam radiowy biwak. Jak zwykle, udało mi się nawiązać kilkanaście łączności, zaliczyć aktywację szczytu i naładować emocjonalny akumulator satysfakcją do pełna.
Na kolejnej wycieczce przetestują radio ręczne. Może nie potrzebuję jednak taszczyć wszystkiego i 5 watów jednak wystarczy?
eof





