Zimę mamy taką jaką mamy. Ciepło nie jest, ale specjalnie zimno też nie za bardzo. Śniegu jak na lekarstwo i w ogóle z zimowym nastrojem też jakoś słabo. Ptaszki przy karmiku jakoś specjalnie nie chcą współpracować. Jak jest słońce i trochę cieplej, to wolą się stołować gdzieś na mieście. Do karmika przychodzą tylko jak jest zimniej i kiedy nie ma słońca, tzn. światła. Tak wiec wszystkie zdjęcia, jak do tej pory, są szare i bez tak wyczekiwanego polotu.
Ptaszki przylatują, ale jakoś tak nieregularnie i bez przekonania. Ich wizyty straciły taką styczniową przewidywalność. Zawsze były tu tuż po wschodzie słońca, jak pierwsze promienie ogrzały im skrzydełka po nocy oraz drugi raz wieczorem, jak zaczynało się ściemniać i przed nocą trzeba było się najeść. Teraz mogą co najwyżej wpadać na szybką przekąskę.
Trudno jest złożyć się do zdjęcia. Najmniejszy ruch firanki natychmiast płoszy ptaki, a w otwartym oknie nie mogę czekać przez godzinę; "a może komuś zachce się przylecieć". Na szczęście dzisiaj Pan Dzięcioł przyleciał się posilić, choć niestety przez moją niecierpliwość przerwałem mu posiłek. No ale w końcu co jest ważniejsze? Moja ciekawość czy jego jedzenie? Następnym razem będę musiał popracować więcej nad lepszym maskowaniem, by moi goście nie odchodzili głodni od stołu.
06.02.25 eof