Zjechałem z trasy i zaparkowałem na dole wzniesienia. Może dlatego, że to jeszcze nawet nie przedwiośnie, teren wyglądał na słabo przygotowany. Może gdy pokryje go zwarty tłum pielgrzymów, to całość wygląda lepiej. Pomyślałem, że zrobię kilka zdjęć i w drogę.
Ścieżką do góry, w stronę figury, szedł ojciec prowadząc za rękę około pięcioletnią córkę. Oboje szli sobie noga za nogą i rozmawiali, a tato najwyraźniej opowiadał jej o tym co właśnie oglądają i co jeszcze za chwilę zobaczą.
W pierwszej chwili drażniło mnie to, że idą sobie tak powoli, a ja przecież muszę szybko zrobić zdjęcia i jechać dalej w swoją drogę. Początkowe zniecierpliwienie jednak stopniowo zmieniało się w zazdrość, że można tak razem i tak bez pośpiechu. Stałem i czekałem aż przejdą przez mój kadr. Nie odważyłem się zakłócić ich spokoju pstrykaniem zdjęć, i to moje zdjęcie zrobiłem dopiero wtedy, gdy doszli już na samą górę, wspięli się na postument rzeźby i zaczęli rozglądać się po okolicy.
Mogłem poddawać się refleksji, ale i tak musiałem wsiąść do samochodu i jechać szybko dalej.