Główną atrakcją jest rzeźba kota w butach, który holuje podchmielonego jegomościa, zapewne do domu. Nie miałem problemu z jej znalezieniem, bo stoi na rynku. Ale oprócz samego rynku, niewiele tu było do oglądania.
Zaskakujące jest sąsiedztwo super elegancko odnowionych kamieniczek, np. takich jak Hotel pod Lwem, oraz takich, których od 1945 jeszcze nikt nie zdążył ani razu pomalować. Jak dla mnie, to jest to zaskakująca mentalność.
Po obejrzeniu wszystkich atrakcji rynku pozostało mi jeszcze poszukać atrakcji nad rzeką. W końcu w tym miejscu Odra powinna już być naprawdę szeroka.
Kiedyś to musiało być ważna przeprawa przez rzekę. Stalowy most spinał oba brzegi, ale w 1945 ktoś go wysadził w powietrze. Nie wiem czy był to Wermaht czy też Armia Czerwona, ale mostu nigdy już nie odbudowano. Na jego resztach urządzono molo.
Przeciwległy przyczółek mostu sterczy na drugim brzegu, jakby miał prowadzić donikąd.
I pewnie prowadzi donikąd. Teraz podróżni omijają Bytom, jedni drogą S3 o jakieś 20 km na zachód, a inni jakieś 10 km górą. Nic dziwnego, że miasteczko jest senne.
Ja odpocząłem i ruszyłem w dalszą drogę. Przede mną jeszcze półtorej godziny jazdy. Zastanawiam się tylko, dlaczego kobiety w mojej rodzinie uważają, że nie potrafię się cieszyć spokojną pracą na miejscu.