Zima jest w tym roku jakoś mało zimowa. Zrobiło się co prawda chłodno, nawet mroźno, ale śniegu jest jak na lekarstwo. Wybrałem się do lasu zobaczyć nasze stawy i te powykręcane gałęzie nad drogą w lesie. Nawet w lecie liście ich nie zasłaniają i dla mieszczuch takiego jak ja, te powykręcane konary wyglądają jakoś niesamowicie.
Niby zima w lesie jest jakoś tak czarnobiała, ale jak zaświeci słońce i trafimy na te mocno brązowe liście, to jakoś robi się tak bardziej kolorowo. Tak bez słońca to w ogóle nie chce się spacerować z aparatem. Może można wybrać się na marsz dla treningu, ale nie na spacer dla rozglądania się.
Nasza stała trasa to około 10 kilometrów, z Brzezinki nad stawy w Kozłowie i z powrotem. Czasem trwa to trochę krócej a czasem trochę dłużej, w zależności od chwilowej kondycji, ale efekt relaksujący i zdrowotny jest zawsze odczuwalny.
Zima co prawda nie zasypała lasu śniegiem, ale lód na stawach jest tak gruby, że nawet ktoś chodził po stawie.
Główną atrakcją wizualną stawów, o tej porze roku, są trzciny. W lecie, gdy wszystko jest jednakowo zielone, to nie rzucają się jakoś szczególnie w oczy. Ale teraz ich rozpadające się kwiatostany są widowiskowe. Zwłaszcza pod światło.
Przy najmniejszym podmuchu wiatru pałki trzcinowe rozwiewają się jak dmuchawce, a ich nasionka wędrują w powietrzu w poszukiwaniu jakiejś nowej płycizny. Te, które miały mniej szczęścia i wylądowały gdzieś dalej, na suchym brzegu, tworzą gruby kożuch waty. Z nich nowych roślin chyba nie będzie.
Dobrze że się wybrałem dzisiaj. Następny taki spacer będzie już chyba w przedwiośniu. Prognozy pogody zapowiadają szybkie ocieplenie. Wróciłem zmęczony ale bardzo zadowolony.
eof