Przełamałem jakoś swoją nieśmiałość i w zupełnie dla mnie nietypowy sposób najpierw zagadałem, a później w dałem się w rozmowę z panem malarzem. Początkowo myślałem, że to taki sobie stary dziadek na emeryturze, ale jak tylko zaczęliśmy rozmawiać, wcisnęło mnie w ziemię. Starszy pan najpierw spytał się mnie skąd jestem (ach ten mój angielski - wszyscy od razu się tak pytają) a jak usłyszał, że z Polski to zaczął opowiadać:
- że do Goteborga właśnie przypłynął żaglowiec Fryderyk Chopin,
- że ojcieć Fryderyka był Francuzem, który przyjechał do Polski tylko na parę lat,
- że on sam grywał w młodości utwory Chopina, ale lubił tylko sonaty, reszta to raczej popisy techniczne niż ekspresja emocji,
- że Wieniawski był wybitnym wiolinistą i do tej pory mało kto potrafi tak grać,
- a zwracając się bardziej do swojej żony niż do mnie, że to ciężko sobie wyobrazić, ale Paderewski był i pianistą i politykiem równocześnie, co w dzisiejszych czasach już się nie zdarza.
Poczułem się zawstydzony. Ja nie znam żadnego szwedzkiego artysty. Nawed Edward Grieg okazał sie być Norwegiem, co i tak zastało zakwestionowane przez mojego rozmówcę. "Jaki on tam Norweg, to przecież bardziej Duńczyk".