W tym tygodniu nie poszczęściło mi się w Goteborgu. Było zimno,
wietrznie i co chwilę padało. W dodatku męczyło mnie przeziębienie, więc z fabryki
wracałem prosto do hotelu, nie rozglądając się za bardzo na boki. Mój hotel
okazał się nie tylko miejscem do spania, ale również miejscem, w którym
codziennie odbywa się wiele imprez i spotkań. Jak miałem za chwilę zauważyć,
nie tylko biznesowych.
We wtorek po południu po prostu zaskoczył
mnie tłum ludzi w holu wejściowym, ale byłem zbyt zakręcony lub osłabiony żeby
to przeanalizować. W środę uderzyło mnie w oczy, że w rozległym hotelowym holu
było pełno rodziców z około siedmio letnimi aniołkami. Chłopcy i dziewczynki
byli ubrani w białe szaty, a dziewczynki dodatkowo w diademy. Przez chwilę
poczułem się jak w kościele, a to przecież był zwykły czterogwiazdkowy hotel.
W czwartek wreszcie dotarło do mnie
dlaczego nie możemy zaparkować przed hotelem. To coś co nam zawadzało od
poniedziałku na parkingu to była scena! W czwartek wracaliśmy chyba trochę później
i trafiliśmy akurat na koncert. W czwartek kolędy śpiewała już młodzież. W
zasadzie to były nie tylko kolędy, ale chyba i piosenki około bożonarodzeniowe.
Na parkingu zebrał się tłumek i najwyraźniej obie strony dobrze się bawiły.
Śpiewacy cieszyli się z tego, że występują a publiczność najwyraźniej też była
zadowolona.
Nie wiem czy Szwedzi są tacy religijni, żeby niezależnie od
nienajlepszej pogody organizować cowieczorne występy pod gołym niebem. Chodzi chyba
jednak o to, żeby coś robić razem.
I ta potrzeba zamanifestowania wspólnoty jest tutaj najbardziej
urocza.