Pocieszałem się, że przynajmniej Szwecję zobaczę. No i zobaczyłem: lotnisko, hotel, fabrykę i miasto nocą. Przez cztery wieczory wracałem do swojego hotelu już po ciemku, specjalnie na piechotę, po to by przynajmniej na normalne miasto się popatrzeć.
Domyślam się, że Szwecja wygląda jakoś inaczej, ale do tej pory pokazała mi się tylko od tej strony.
Godzinne tuptanie na piechotę przez obce miasto nie jest może jakoś szczególnie pociągające, ale znacząco ułatwia szybkie zasypianie po dotarciu do hotelu. A w mojej sytuacji to się bardzo liczy.
Tu bardzo brakuje miejsca. Żeby umożliwić dojazd do hotelu, trzeba było wysadzić trochę skały. Podobnie, żeby zbudować sam hotel, również trzeba było wysadzić kolejny kawałek skały. Ale Szwedzi nie ukrywają tego, chyba nawet są z tego dumni. Surowa opoka jest częścią hotelowego wystroju.
Moje ulubione rondo wyglądało za dnia całkiem przyjaźnie.
A na lotnisku było bardzo swojsko. Duże, pasażerskie samoloty sąsiadowały zgodnie z małymi taksówkami i jakoś starczało dla wszystkich miejsca. Na ziemi i w powietrzu. Może to właśnie jest istota Szwecji?