Dzisiaj nie ma zdjęć, bo w ten weekend zamiast pstrykać, zrobiłem sobie sprawdzian kondycjny. Wyszło, że w tym sezonie mogę planować wycieczki do 75 km. Na upragnioną setkę przyjdzie mi najwyraźniej jeszcze popracować.
Pewnie gdybym jechał po asfalcie, to wynik byłby chyba trochę lepszy, ale po drogach gruntowych jeździ się i wolniej i ciężej.
Wygląda na to, że trzba było pożegnać się z zawodem konsultanta obwoźnego, żeby mieć czas na zadbanie o siebie i o swoją kondycję.
Coś się jednak udało zobaczyć, oprócz tych dwóch metrów przed przednim kołem ...
Dowiedzaiłem się, jak wygląda Fradley Junction. Miłe miejsce wycieczek rodzinnych, marina dla bouterów, i kolejny mini rezerwat przyrody. Aż szkoda, że tak szybko wymyslono kolej żelazną i epoka kanałów skończyła się za szybko.
Skoro i tak już muszę tyle jeździć, to się trochę porozglądam. Gdyby nie fotografia, nie zauważyłbym wielu atrakcyjnych rzeczy.
niedziela, 23 sierpnia 2015
niedziela, 16 sierpnia 2015
Balony
Dzięki czujności i uprzejmości Michała, nie przeoczyłem pokazu baloniarskiego w Birmingham. Być może i tak bym go nie przeoczył, ale nie przeoczyć bo kolega pomyślal o mnie, to jest całkiem inne "nie przeoczenie".
Zobligowany przez michałowy post, pojechałem na tą imprezę odpowiednio wcześniej i starannie wybrałem miejsce przed barierką odgradzającą lądowisko od publiczności. I dobrze, bo na godzinę przed rozpoczęciem pokazów nie można już się było tam dopchać. A w koło kipiało wesołe miasteczko, ludzie piknikowali na trawie w parku i było bardzo, bardzo sobotnio.
Rozłożone na trawie balony czekały na pokaz już chyba od południa. Czasem załogi nadmuchiwały balon powietrzem z wentylatora i wtedy na widowni zapanowywało poruszenie. Ale do godziny rozpoczęcia pokazów było jeszcze sporo czasu.
Zobligowany przez michałowy post, pojechałem na tą imprezę odpowiednio wcześniej i starannie wybrałem miejsce przed barierką odgradzającą lądowisko od publiczności. I dobrze, bo na godzinę przed rozpoczęciem pokazów nie można już się było tam dopchać. A w koło kipiało wesołe miasteczko, ludzie piknikowali na trawie w parku i było bardzo, bardzo sobotnio.
Rozłożone na trawie balony czekały na pokaz już chyba od południa. Czasem załogi nadmuchiwały balon powietrzem z wentylatora i wtedy na widowni zapanowywało poruszenie. Ale do godziny rozpoczęcia pokazów było jeszcze sporo czasu.
W końcu zaczęło się ściemniać i nadeszła w końcu ta chwila, w której załogi zabrały się naprawdę do roboty i zaczęły ładować balony gorącym powietrzem.
Pojawił się też modelarz, z małym balonikiem. No może nie tak całkiem małym, ale z modelem.
Później, czym było ciemniej, tym więcej się działo. Widać było, że z balonem jest trochę tak jak ze starym samochodem, czasem nie od razu chce zastartować.
W pewnym momencie zaczęła się i akcja na pierwszym planie. Balon najpierw został nadmuchany zimnym powietrzem z wentylatora, a później w ruch poszły palniki.
W chwili, w której zwietrzyłem koniec pokazu, postanowiłem jako pierwszy ruszyć na przystanek autobusowy, zamim cały ten tłum nie wpadnie na ten sam pomysł. Plan niechybnie by się sprawdził, gdyby nie to, że dwa autobusy pod rząd wypadły, więc na przystanku było jak w Gliwicach o 16-tej.
Mimo wszystko, Michale jakbyś coś jeszcze wiedział, to daj znać ;)
niedziela, 9 sierpnia 2015
Fabryka budyniu
Niedziela była słoneczna, więc szkoda było siedzieć w domu. Wybrałem się na spacer do miasta i tak trafiłem do dawnej fabryki budyniu. Custard Factory to teraz loft, w którym próbują się utrzymać różne sklepiki, głównie proweniencji artystycznej. Kiedyś budyń był nie lada nowością, prawie Hi Tech, więc początki były ambitne. Fasada z klinkieru i piaskowca, jak przystało na świątynię nowego przemysłu...
... ale teraz nieruchomość ledwie przędzie. Na szczęście artyści potrafią zrobić Coś, całkiem skromnymi środkami ...
Oj, czuję że w Polsce ciężko będzie przebić się z taką ideą.
... ale teraz nieruchomość ledwie przędzie. Na szczęście artyści potrafią zrobić Coś, całkiem skromnymi środkami ...
W drodze powrotnej trafiłem jeszcze na rzeźbę uznanej artystki
Gillian Wearing, przedstawiającą rzeczywistą rodzinę z Birmingham. Z pośród setek rodzin założonych przez
mieszkańców miasta, po konsultacjach w lokalnej społeczności oraz
wśród przedstawicieli środowisk kultury i kościoła, towarzystwo Arts Council England wybrało do tego projektu rodzinę Jonsów –
składającą się z dwóch sióstr Romy i Emmy oraz ich dzieci; Kyana i Shaya.
Przesłaniem tego projektu artystycznego jest pokazanie iż „Podstawowa
rodzina jest jedną z rzeczywistości, ale nie jedyną. Ta rzeźba ma głosić pogląd,
że to co nazywamy rodziną nie powinno być nikomu narzucane.”
Oj, czuję że w Polsce ciężko będzie przebić się z taką ideą.
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Twoja wycieczka, Halinko
Oglądałaś tłum turystów przed pałacem Buckingham ...
... widziałaś Parlament i Opactwo Westminsterskie ...
...przeciskałaś się pomiędzy gapiami przed budynkami rządowymi na Whitehall ...
... odpoczywałaś i oglądałaś magików na Trafalgar Square ...
Patrzyłaś na pojedynki rycerskie pod murami zamku Tower of London ...
... oraz podziwiałaś panoramę miasta ze wzgórza Greenwich ...
Całkiem sporo jak na jedną sobotę. Cieszę się, że przyjechałaś mnie tu odwiedzić, z tej pięknej Brzezinki.
... widziałaś Parlament i Opactwo Westminsterskie ...
...przeciskałaś się pomiędzy gapiami przed budynkami rządowymi na Whitehall ...
... odpoczywałaś i oglądałaś magików na Trafalgar Square ...
Patrzyłaś na pojedynki rycerskie pod murami zamku Tower of London ...
... oraz podziwiałaś panoramę miasta ze wzgórza Greenwich ...
Całkiem sporo jak na jedną sobotę. Cieszę się, że przyjechałaś mnie tu odwiedzić, z tej pięknej Brzezinki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)