Wyjazd na Mazury albo do Puszczy Białowieskiej jest OK, ale żeby jeździć tak daleko do pracy? Niemniej tym razem rzuciło mnie aż do Białegostoku! Aż ciarki chodzą mi po plecach jak pomyślę o tych dojazdach.
Tymczasem jestem tutaj już trzeci dzień. Miasto wygląda ciekawie, nawet w październikowym półmroku. Piszę mroku, ponieważ zanim wyszliśmy z pracy, dojechali do hotelu, porzucili laptopy i zjedli szybką kolację, to o tej porze roku nie było co liczyć na słońce na spacerze.
Wizytówką Białego stoku jest pałac Branickich, który jest położony w zadbanym ogrodzie francuskim. Na oglądanie ogrodu jednak nie było już szans, ale sam pałac przyciągał oczy podświetloną fasadą.
W pałacu mieści się biblioteka uniwersytecka i jak widać, jest ona używana, nawet wieczorami.
Zakradliśmy się do środka, i na szczęście nikt nami się nie zainteresował. Pomyślałem, że miło musi być chodzić na zajęcia w takich wnętrzach.
No ale ile można podglądać. Po powierzchownym obejrzeniu pałacu wybraliśmy się jeszcze na spacer po najdłuższym chyba rynku w Polsce. Rynek Kościuszki w Białymstoku to zabytkowa ulica, wyłączona z ruchu samochodowego, przy której jest parę miejsc do obejrzenia.
Miłe miasto i chętnie tu przyjadę jeszcze raz. Najlepiej w maju.